Pradziad czyli Góra Przeznaczenia

Wyprawy

Wstyd się przyznać, ale nigdy nie byliśmy z Darkiem na Pradziadzie. Góra zdecydowanie okazywała nam niechęć, drwiła z nas w najbardziej niezręcznych sytuacjach i naigrywała się z naszych słabostek. Postanowiliśmy zniwelować atuty przeciwnika, wyrwać mu argumenty z ręki, zlokalizować, osaczyć i zniszczyć.

DSC00712

W tym celu kupiliśmy karkówkę grillową, kratę piwa i miłym spacerkiem w środowe popołudnie ruszyliśmy ze Zlatych Hor w stronę Góry Przeznaczenia.  Za daleko nie uszliśmy, bo czteropaki ciążyły nam niczym brzemię na ring berierze we Władcy Pierścieni. Zabiwakowaliśmy na Zamku Edelstein, z którego niewiele zostało, tzn. mały zarys wieży, fosy i trochę kamieni. Uprzedzając wasze telefony do Generalnego Konserwatora Zabytków, wesołego Antka z MON-u i ministra Becka znaczy Waszczykowskiego, to nie my zostawiliśmy zamek w takim stanie, ale kilka wieków wcześniej zrobili to nasi duchowi bracia – Śląscy Raubriterzy (których serdecznie pozdrawiamy!!!).

Cel na następny dzień był ambitny. Musieliśmy pokonać co najmniej 40 km tego dnia, wejść na Pradziada, utrącić mu łeb i znaleźć odpowiednie miejsce na nocleg. Zaczęliśmy już o 5:30 rano, a widoki na resztę Gór Opawskich tylko nakręciły nas na utrzymywanie wysokiego tempa marszu. Tempa morderczego, zabójczego, niebezpiecznego, powalającego niczym Wojska Ochrony Terytorialnej z karabinami do ASG i z Antonim w ryngrafie na piersi .

W okolicach wsi Horni Udoli mogliśmy oglądać zabezpieczone pozostałości sztolni drążonych w poprzednich wiekach celem wydobycia złota. Dobrze opisany szlak był niezłą atrakcją. Ciekawie też wyglądała Kaplica Św. Anny i Marty, która obecnie pozostaje w remoncie. Dobrzy by było, aby w tym remoncie pozostała na wieki, bo Czesi chcą ja odnowić i będzie trochę wyglądała jak klub Metropolis z Wrocławia  lub K10 w Wałbrzychu za lat swojej świetności.

Za wsią Horni Udoli skierowaliśmy się w stronę Zamku Koberstejn, na którego prowadzi szybkie, ale dość mocne podejście. Po pokonaniu wyrypy uznaliśmy, że jest to dobry moment na naładowanie akumulatorów przed skierowaniem naszej wojennej włóczni w stronę naszego odwiecznego przeciwnika Pradziada. Z samego zamku pozostała właściwie tylko część kamiennej wieży, a o jego historii wiadomo mniej więcej tyle co o roli Józefa Piłsudskiego w zabójstwie Generała Zagórskiego. Czyli niewiele, ale sporo się można domyślić.

Następne godziny upłynęły nam na szybkim marszu. Przeciwnik nie spodziewał się nas. Przemieszaliśmy się w imponującym tempie. Niczym Nieśmiertelni Persowie w bitwie pod Termopilami omijaliśmy pozycje wroga, aby wbić mu sztylet w plecy. W międzyczasie odnaleźliśmy taktyczny zeszyt, pozostawiony tu przez Reichssicherheitshauptamt z osobistymi notatkami Kaltenbrunnera. Dopisaliśmy kilka uwag co do jakości niemieckiej kiełbasy i ruszyliśmy głębiej na terytorium wroga. 

Jednak nasz wróg nie brał jeńców i na podejściu do Schroniska Svycarna z przłęczy Videslki Kriz, skończyło nam się piwo (sic!!!). Na szczęście okazało się, że wyrypa  do tego najstarszego w Jesennikach obiektu turystycznego, nie jest taka straszna jak ją mapa malowała i po niecałej godzince mogliśmy uzupełnić puste baki pysznym czeskim (ale taktycznym) Pilsnerem. Smaku tego piwa w upalny dzień przy mega zmęczeniu nie będę Wam opisywał,  bo prawdopodobnie zostałbym nowym Trauguttem powstania lipcowego w korpo, z hasłami o „wolność waszą i naszą”, ale „dajcie nam piwa skurczysny!!!”. Po drodze do schroniska ładne widoczki, ale wróg nie śpi.

Ze Svycarny na Pradziada idzie się już elegancką szeroką szutrówką i w momencie gdy widać monumentalną – komunistyczną wieżę (Orthank?), gdy widać już fajną leśną ścieżkę, która musi prowadzić na szczyt… okazuje się, że na samą górę wiedze asfalt.

DSC00692

Stojąc i patrząc na tą imponującą wylewkę czarnego złota poczułem się jak Król Theoden patrzący na zastępy piechoty Isengardu i powiedziałem: „Tylko na tyle Cię stać Sarumanie?”.

DSC00702

Po pokonaniu tego uroczego ostatniego odcinka, uznaliśmy że na zgliszczach niegdysiejszej czeskiej potęgi wypijemy piwko w barze. Potem jeszcze kilka pamiątkowych fot z pojmanym Sarumanem na tle Orthanku, lasu Fangorn i jazda w dół.

Ten niebywały sukces, to wielkie zwycięstwo jakie odnieśliśmy nad silami ciemności, wszelkiego zła, ciemnogrodu, kołtunerii, polski zaściankowej i katolickiej etc. (więcej przymiotników określających totalne zło, znajdą Państwo w prasie „opozycyjnej” oraz w wypowiedziach Władka Frasyniuka) oczywiście zostało okupione olbrzymimi stratami. Pękły wszystkie piwka, nogi wyglądały jakbyśmy pokonali morze śródziemne,  nie w pontonie a boso po dnie, a na domiar złego morze asfaltu ciągnęło się w nieskończoność. Na szczęście Czesi potrafią zadbać o nawet najbardziej wymagających turystów, a  nasze wymagania w cale nie były jakieś wygórowane. Darek zakupił zapas napojów chłodzących w Hotelu Ovcarna i wymordowani, ale szczęśliwi doczołgaliśmy się do skrzyżowania Na Paloucku tuż obok wodospadów Bila Opava. Jest tam mała buda w której od biedy dałoby się zanocować, jeżeli ktoś lubi zapach ekskrementów i towarzystwo śmieci. My rozbiliśmy się na małej łączce w nieznacznej odległości od budy i raczyliśmy się naszymi wojennymi historiami w oprawie Holby.

 

Rano ruszyliśmy do Karlovej Studanki, która okazała się bardzo przyjemną miejscowością. Klimat trochę dla emerytów, ale z drugiej strony świetne miejsce do wypoczynku z żoną, dziećmi, kochanką czy też z psem, co kto lubi. Dla zajobów trochę za czysto i pachnąco, ale po naszej wizycie powinno się to zmienić. Fajne miejsce żeby odpocząć po marszach KOD-u i Miesięczny Smoleńskiej, ewentualnie trochę pospinać się  przy łifi albo LTE na portalach typu onet czy wp w komentarzach.

Od rana atakowały nas deszcze, które psuły nam humory i rujnowały nasze morale. Gdy byliśmy na punkcie widokowym Nad Ludvikovem zaczęło grzmieć, a jako bardzo odpowiedzialni i lekko tchórzliwi ze swej natury ludzie, zaczynaliśmy się uginać w strachu. Gdy doszliśmy do Vrbna pod Pradedem rozpętało się piekło na ziemi. Co tu będę dużo pisał, jak chcecie wiedzieć jak było zachęcam do obejrzenia sceny z filmu Szeregowiec Ryan (moment lądowania na Omaha Beach), Świętych z Bostonu (scena gdy wali do nich facet z 6-cioma pistoletami) oraz Gdzie jest Nemo (scena, gdy Żarłok goni Doris). Także sami rozumiecie dlaczego odpuściliśmy sobie dalszą wędrówkę.

DSC00729

Zresztą nic straconego, dzięki tej burzy mogłem odwiedzić moje ulubione Miasto Zielonego Drzewka czyli Wałbrzych i napić się piwka ze świeżo namaszczonym Ojcem Basi, którego serdecznie pozdrawiam. Wyjazd uznajemy za bardzo udany, jednego dnia rzuciliśmy się na dystans, który spokojnie można by rozłożyć na 48 godzin, wspaniałe widoki, ciekawe miejsca. Polecamy!!!

Jan Kralovec

2 uwagi do wpisu “Pradziad czyli Góra Przeznaczenia

  1. Spojrzenie na szczyt jako wieżę z Władcy Pierścieni, a figurkę szczytową za Sarumana, bardzo ciekawy i oryginalny 😉

    Odpuszczenie końcówki przez deszcz, jak najbardziej rozumiem 😛

Dodaj komentarz